Któż z nas tego nie zna... Nie znacie? Hehe... Tylko Wam się tak wydaje ;)
Miałam niedawno okazję oglądać na scenie rosyjski balet w przedstawieniu "Jezioro Łabędzie". Bilet nie był tani (i tak dobrze, że wybrałam ten tańszy w dalekim rzędzie XIV), a z pozytywnych wrażeń niewiele pozostało. Wyobrażacie sobie, że nie było żywej muzyki? Byłam przekonana, że orkiestra też będzie, ale nie było. Podczas spektaklu chęć słuchania żywej muzyki okazała się tak silna, że zapragnęłam nagle znaleźć się w filharmonii. Wrażenia słuchania muzyki z playbacku były takie, jakbym jadła odgrzewanego kotleta.... To nie jedyny MINUS braku orkiestry. Przeszkadzały mi również odgłosy poruszania się postaci na scenie, no i dwie panie w rzędzie obok, które przyszły sobie do opery na pogaduchy.
Bardzo podobały mi się solowe tańce Zygfryda z prima baleriną za wyjątkiem jej wychudzonej sylwetki, bowiem wyglądała tak, jakby miała anoreksję. Problem anoreksji pewnie często dotyka baletnice, podobnie jak łyżwiarki figurowe, chociaż mało się o tym mówi.
Przy muzyce Piotra Czajkowskiego wykonuje swój tegoroczny program Mao Asada, która zajęła 3. miejsce na Mistrzostwach Świata w łyżwiarstwie figurowym za Yuna Kim i Carolina Kostner. Byłam zawiedziona tak, jak polscy komentatorzy, że Mao zajęła dopiero 3. miejsce. Yuna Kim była bezkonkurencyjna, jak zawsze, natomiast Carolina Kostner mnie nie zachwyciła. Nie jestem fanką jej stylu jazdy, nie urzeka mnie, aczkolwiek jako jedyna Europejka nawiązuje regularnie walkę z czołowymi łyżwiarkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz